Wojenne losy - Wspomnienia Jana Biercia z Jaświł

Jan Bierć urodził się w Jaświłach w rodzinie chłopskiej, tam też spędził dzieciństwo i młodość. Miał trójkę rodzeństwa. W latach 1925 - 1932 uczęszczał do szkoły podstawowej w rodzinnej miejscowości 20 marca 1939 r. otrzymał powołanie do wojska do Grodna. Mieścił się tam 76 pułk Strzelców Lidzkich im. Ludwika Narbutta. Jan Bierć do czerwca 1939 r. należy 5 kompanii. Przeznaczona jest ona na szkołę podoficerską. Później trafia do szkoły łączności i dzięki podpowiedzi nadterminowego kaprala Henryka Kozakiewicza trafia do plutonu radiowego. Tam zapoznaje się z alfabetem Morse,a, pracując na maszynach typu NZT. Po ogłoszeniu mobilizacji batalion Jana Biercia wyrusza z Grodna na zachód. Jadąc koleją 27 sierpnia 1939 r. mijają Białystok, następnie Warszawę zatrzymując się w Skierniewicach. Następnie już piechotą przemieścili się przez Tomaszów do Szarówki.

1 lub 2 września 1939 r. 2 batalion dołączył do Armii Prusy. Miała ona za zadanie uderzyć we flankę gdyby Niemcy przełamali opór i szli na Warszawę. Armia dopiero tworzyła się. Wraz z 2 batalionem dochodził jeszcze 77 pułk z Lidy i 3 PAC Wileński. Batalion z Grodna zatrzymał się w laskach niedaleko Sulejowa na terenie Nadleśnictwa Taraski. Tak okopani pozostają tam do 3 września 1939 r. Tego dnia lotnictwo niemieckie bombarduje Sulejów. Jednak straty wojskowe były niewielkie. Gorzej było, gdy doszło bezpośredniego pojedynku z piechota niemiecką. Tu straty polskiego wojska były już znaczne. 3 września w godzinach popołudniowych przyszedł rozkaz z dowództwa pułku: Przygotować się do wymarszu, żołnierze ulokują tornistry na zarekwirowane furmanki. Wydać większą ilość amunicji i granatów ręcznych. Wymarsz godzina 19-ta, zabrać też radiostację.

Maszerujemy przez Sulejów. Wkoło trupy cywilów po bombardowaniu. Przekraczamy rzekę Pilicę. Następnie polną drogą idziemy w kierunku Piotrkowa, prawdopodobnie zajętego przez Niemców. W nocy ok. 23 00 wchodzimy do dużej wioski. W pewnym momencie przechodząc obok niezamieszkałej posesji zostajemy ostrzelani z broni maszynowej. Kolega idący z mojej prawej strony pada pod moje nogi ugodzony kulą. Ja padam na niego. Dzięki temu prawdopodobnie przeżyłem. Słyszę nad sobą świszczące pociski. Jak się okazało ostrzelał nas mały oddział ubezpieczający jednostkę nocującą w wiosce. Zaczęła się większa walka. Wieś zaczęła się palić. Zginął nasz dowódca mjr Justyniak. Straty w ludziach były duże. Ranni zostali na placu walki. Resztki oddziału pod dowództwem podchorążego Krasuckiego wycofały się na wschód. Idąc kilka dni lasami 13 września dotarliśmy w okolice Wisły. Tam na otwartym terenie natknęliśmy się na niemiecki oddział. Po nierównej walce zostaliśmy wzięci do niewoli.

Po dostaniu się do niewoli jeńcy zostali ustawieni w trójki i zaprowadzono ich do miejscowości Ryczywół, gdzie spędzili pierwszą noc. Drugi nocleg był w Kozienicach. Spano w kościele i na cmentarzu. Tam też jeńcy zjedli pierwszy gorący posiłek - zupę na koninie. Następny przystanek to odległy o 33 kilometry Radom. Tam nocleg był zorganizowany w opuszczonych koszarach. Jeńcy otrzymali po kromce chleba. Z Radomia już na samochodach zostali przewiezieni do Kielc. Tam także nocleg był w koszarach po artylerii lekkiej. Następnie jeńców pogrupowano i zaprowadzono na dworzec kolejowy, gdzie zostali załadowani do 20 wagonów towarowych. W każdym wagonie było ok. 40 ludzi. Jan Bierć zajął miejsce przy oknie. W pewnym momencie zobaczył chłopca, którego poprosił o kupienie chleba. Dał mu na ten zakup 5 złotych. W niedługim czasie chłopiec wrócił i przyniósł okazały bochenek chleba. Podzielony następnie przez Biercia wśród towarzyszy niedoli.

Pierwszy postój transportu miał miejsce w Opolu. Tam spędzono 2 dni, a karmiono więźniów kaszą. Przed dalszą drogą, która miała trwać dwie doby jeńcy zostali zaopatrzeni w kilogramowy chleb i pudełko topionego sera. 18 września 1939 r. pociąg zatrzymał się w Keisensteinbruch w Austrii i skierowano więźniów do letniego obozu wojskowego. Tam Jan Bierć otrzymał numer obozowy 2315 i został umieszczony w stalagu 17 a. W obozie zaprzyjaźnił się z rezerwistą z Nowowilejki - Władysławem Mickiewiczem. Po pewnym czasie 250 osobową grupę jeńców przetransportowano do kolejnego obozu w Celamze. Tam podobnie jak w poprzednim miejscu wykorzystywani byli do prac porządkowych. Następnie polskich jeńców przeniesiono do obozu usytuowanego między Kapron, a Celamze. Obóz ten podzielony był na dwie części. Po jednej stronie w drewnianych barakach mieszkali jeńcy, a po drugiej pilnujący ich fachmani. Tam pracowali przy odśnieżaniu doliny i wycinaniu darniny, przygotowując miejsce pod wykopy pod tory kolejowe. Z czasem Bierć awansował na "nadwornego stolarza". Pozytywne było to, że praca była w obiekcie zamkniętym i nie marzło się.

Na wiosnę obóz przeniesiono do Kapron. Oprócz Polaków przebywali tam Czesi, Austriacy i Włosi. Miała tam powstać największa hydroelektrownia w Europie i jeńcy wykonywali tam prace związane z tym przedsięwzięciem. W pierwszej połowie maja przetransportowano ich do Wiednia, a stamtąd dalej na wschód. Kolejną praca, do jakiej został przydzielony była na gospodarstwie. Pracował razem z kilkoma Polakami we wsi położonej miedzy Koln, a Achen-Bessenich. Gospodarstwo specjalizowało się w produkcji mleka i buraków cukrowych. Gospodarze oraz ludność wsi odnosiła się do jeńców z sympatią i życzliwością. Po zakończeniu żniw w 1940 r. przeniesiono więźniów do obozu w Durren w pobliżu miasta Otton. Tam także pracowano w gospodarstwie. Pod koniec września kolejne przenosiny tym razem do Dortmundu. Był tam dość duży obóz, gdzie oprócz 1000 Polaków przebywało 4000 jeńców francuskich z wojska kolonialnych oraz Anglicy. Tu z kolei pracowali w zakładach przemysłowych. Warunki socjalne oraz wyżywienie były tam bardzo marne. Na szczęście ludność niemiecka pracująca w zakładach pomagała jeńcom.

Po ponad dwóch miesiącach pobytu w Dortmundzie jeńców przetransportowano do Weiden na pograniczu niemiecko - czeskim. Tam z kolei pracowali przy regulacji rzeki. Następny punkt wędrówki to obóz w Ertzbergu. Tam pracowano w kopalni rudy lub w fabryce porcelany. Był to ostatni i zarazem najdłuższy pobyt Jana Biercia w czasie wojennej zawieruchy w jednym miejscu. Tam też w kwietniu 1945 r. doczekał wyzwolenia. Spośród wyzwolonych jeńców utworzono dwie grupy. Jedna miała zostać na zachodzie, a druga wrócić do Polski. Jan Bierć wybrał tę drugą. Podróż koleją do ojczyzny trwała ponad dwa tygodnie. Najpierw przez czeską Pragę dojechał na Śląsk do Kędzierzyna Koźla, a następnie przez Warszawę do Białegostoku. W Białymstoku z kilkoma kolegami wynajęli samochód, który miał ich zawieźć do domu. Niestety przed Mońkami auto uległo awarii i dalszą część drogi trzeba było przejść pieszo. Po drodze Bierć zaszedł do ciotki do Krzeczkowa spytać się, czy ma w ogóle, do kogo wracać. Na szczęście okazało się, że rodzina przeżyła wojnę i czeka na swego Janka z utęsknieniem. Samo powitanie to wielka radość i łzy szczęścia.

Arkadiusz Studniarek

2006 © e-monki.pl & A. Studniarek