Żydzi w Trzciannem

Jak podaje "The Encyclopedia of Jewish life before and during the Holocaust", wyznawcy judaizmu mieszkali w Trzciannem i jego okolicach już w osiemnastym wieku.

Społeczność żydowska w Trzciannem nie miała własnego centrum religijnego. Obszar, który zamieszkiwali, należał do kahału tykocińskiego. Tutejsi Żydzi zmuszeni byli więc do korzystania z tykocińskiej synagogi i cmentarza, z czego gmina w Tykocinie miała duże dochody. Mieszkańcy Trzciannego chcieli jednak uniezależnić się. Z tego powodu w 1740 r. wybuchł spór, który zakończył się tym, że trzciańscy Żydzi - Lejba Szlomowicz, Herszko Wulfowicz oraz Byśko Jowelowicz (sędzia duchowny) - zobowiązali się do tego, że nie będą odprawiać nabożeństw i nie założą cmentarza.

Jednak po pożarze, który miał miejsce 15 sierpnia 1778 r., Trzciannemu groziło wyludnienie, co skłoniło starostę knyszyńskiego i goniądzkiego do zezwolenia na budowę w osadzie bożnicy. W XIX w. założono także cmentarz o powierzchni 1,08 ha. Podczas drugiej wojny światowej został on zniszczony, wywieziono mur i macewy; zachowała się tylko niewielka grupa nagrobków z zachowanymi inskrypcjami.

W 1897 r. w Trzciannem żyło 2.266 Żydów, którzy stanowili aż 98% całej populacji miasteczka. Trudne warunki gospodarcze na przełomie kolejnych stuleci oraz pierwsza wojna światowa przyczyniły się do spadku liczebności trzcianńskich Żydów. Podczas spisu powszechnego w 1921 r. żydowskie pochodzenie zadeklarowało już tylko 1.401 mieszkańców.

Trzcianne do 1941 r. było miejscowością, w którym zdecydowanie pod względem ilościowym przeważała ludność pochodzenia żydowskiego.

Na początku XX w. trzciańscy Żydzi ściśle współpracowali z organizacją Bund. Największą aktywność organizacja białostocka rozwinęła w latach 1901-1903. Była najważniejszym organizatorem, a zarazem inicjatorem wystąpień żydowskich robotników i rzemieślników. Poza organizowaniem strajków wspomagała strajkujących oraz walczyła z łamistrajkami. Do Bundu należeli przeważnie rzemieślnicy (krawcy) oraz robotnicy drobnych fabryk włókienniczych. W 1904 r. organizacja liczyła 700 osób. Główną formą działalności organizacyjnej były zebrania członków kółek partyjnych, organizowano też zebrania z robotnikami nie należącymi do partii. Agitację prowadzono też w mniejszych miejscowościach m.in. wśród szczeciniarzy w Trzciannem. Już w 1900 r. żandarmeria wpadła na ślad kolportażu nielegalnej literatury i szerokiej agitacji wśród robotników żydowskich, także w Trzciannem gdzie istniało koło robotnicze, liczące około 10 robotników.

Miejscowość zabudowana była małymi, niepozornymi, drewnianymi domkami ściśle do siebie przylegającymi. Trzeba było nie lada zdolności, żeby jadąc furmanką wąziutkimi uliczkami nie zarysować ściany lub okien okolicznych domostw. Główne i boczne uliczki wybrukowane były polnym kamieniem. W jednym niewielkim domu z reguły mieszkało do 10 osób. Rodziny żydowskie najczęściej były liczne hołdując tradycji żydowskiej i nakazowi religijnemu mówiącemu, że po wypędzeniu przez Rzymian z Jerozolimy i osiedleniu się we wszystkich częściach świata oczekują przyjścia Mesjasza. Do wybuchu II wojny światowej w Trzciannem było jedynie 6 budynków murowanych, z czego 3 były żydowskie. W jednym piętrowym mieściła się apteka, dwa pozostałe to parterowe sklepy. Ponadto murowany był dom parafialny, parterowa szkoła i oczywiście kościół. Żydzi mieli w miasteczku dwie synagogi. Przy drogach wylotowych z Trzciannego, symbolizujących cztery strony świata wkopane były z obu stron dwa słupy połączone drutem, stanowiąc umowną bramę, za którą żaden żyd w dzień szabasu nie mógł wyjść. W czasie szabasu w synagodze mogli się modlić tylko rytualnie ubrani mężczyźni. Dopuszczalna była jedynie obecność starych kobiet, które modliły się z dala od mężczyzn. Po modlitwie cała ludność miasteczka wychodziła z domów, spacerując jedynie do granicznych słupów. Szabas to swoisty rytuał, rozpoczynający się w piątek po zachodzie słońca, kiedy to stary żyd chodząc od domu do domu nawoływał do modlitwy. Modlić się można było w domu, bożnicy lub synagodze. Ustawienie zapalonej świeczki w oknie domu oznaczało, że nadszedł czas modlitwy. Po uroczystej modlitwie przy siedmioramiennym świeczniku spożywano świąteczną kolację. Szabas trwał do sobotniego wieczoru, do zachodu słońca. Wszystkie posiłki na okres szabasu przygotowywane były w piątek, a później jedynie podgrzewane. Żydzi sami nie mogli rozniecać ognia więc za drobną opłatą robiła to wynajęta katoliczka. W czasie szabasu nie wolno było też wykonywać żadnej pracy. Całość świątecznych obchodów nadzorował "kahał", był to swego rodzaju religijny żydowski samorząd, któremu przewodniczył - rabin, odpowiednik naszego księdza. W skład kahału wchodzili głównie starsi i zamożni żydzi tworząc zespół doradczy rabina. Do obowiązków kahału należało przede wszystkim dbałość o bożnice, czyli o zapewnienie czystości, ogrzewania, światła. Kahał opłacał miejscowego lekarza, którym w okresie międzywojennym był dr Szwalberg, pomocą medyczną też służył felczer Szczupak. Gdyby nie dopłata kahału, trudno by było utrzymać lekarza w tak małej miejscowości. Także utrzymanie lokalu szkoły religijnej (dla chłopców od lat 5) oraz opłacenie nauczyciela (małameta) należało do obowiązków kahału. Kahał wspierał także biedniejsze dziewczęta chcące wyjść za mąż, zapewniając im posag według posiadanych możliwości. Jednym z ważniejszych obowiązków głowy kahału czyli rabina było orzekanie o winie zwaśnionych sąsiadów, rozstrzyganie spornych spraw, a także dawanie rozwodów bez orzekania winy współmałżonków. Powinnością rabina było także orzekanie czy dana żywność jest czysta (czyli koszerna) i można ją jeść. Żydzi nie spożywali mięsa wieprzowego, a jedynie mięso wołowe z piersi rytualnie zabitego zwierzęcia.

Żydzi w przeważającej większości utrzymywali się z handlu i działalności rzemieślniczej. Najczęściej uprawianą profesją było krawiectwo, szewstwo i stolarstwo. W Trzciannem było też 3 kowali, 2 młynarzy i 1 kołodziej. Funkcjonowała z dużym powodzeniem szczeciniarnia, dająca stałe zatrudnienie 10 osobom. Właścicielem jej był żyd Szerszej. Część oczyszczonego surowca wędrowało do Anglii, gdzie jego odbiorcą był brat właściciela, a z części wyrabiano szczotki. W miasteczku funkcjonowało 5 piekarni, z czego dwie duże i trzy niewielkie. Na miejscu w większych piekarniach można było zjeść świeże pieczywo i wypić herbatę. Zjeść i wypić coś mocniejszego można było w dwóch knajpkach z wyszynkiem. Pierwsza prowadzona przez żyda Szwacha usytuowana była nieopodal kościoła. Największym powodzeniem cieszyła się po niedzielnych nabożeństwach. Głównie raczono się wódką przegryzając marynowanymi śledziami. Jeśli brakowało miejsca przy stolikach, spożywano zamówione artykuły na stojąco. Drugą restauracyjkę prowadziła żydówka Peszke. Był to lokal o podwyższonym standardzie, w którym goszczono się przy nakrytych stolikach w sali ogólnej, lub też ci bogatsi mogli zasiąść w oddzielnie zamykanym czysto utrzymanym pokoiku. Aptekę oraz skład apteczny prowadził żyd Groch. Bardzo istotne znaczenie dla mieszkańców Trzciannego i okolic spełniała olejarnia prowadzona przez żyda o nazwisku Lejbko. Olej wykorzystywany w gospodarstwach domowych wytłaczano z rzepaku, konopi i lnu. Pozostałe w wyniku przerobu wytłoczki przeznaczano na pokarm dla zwierząt. Przy olejarni funkcjonowała maszyna wytwarzająca sznury i powrozy niezbędne w każdym gospodarstwie. Zwierzęta przeznaczone do uboju spędzano do państwowej rzeźni, gdzie kilku rzeźników oprócz tradycyjnego uboju dokonywało uboju rytualnego. Ubojnia miała własny nadzór sanitarny, pełniony prze miejscowego weterynarza. Oczywiście prowadzony był też ubój pokątny, tak żeby nie płacić obowiązujących podatków. Pragnienie mieszkańcy miasteczka mogli ugasić dzięki lokalnej wytwórni wód gazowanych i lemoniady, której nazwa "Synalco" z pewnością posiada amerykańskie korzenie.

Miejscowy handel w większości skupiony był w rękach żydów. Tylko pięć sklepików było w posiadaniu polskich właścicieli, z czego jeden był ogólno - przemysłowy, dwa mięsne i dwa spożywcze. Towar dowożono najczęściej z Białegostoku, ale zdarzały się też dostawy z Łomży bądź Grodna. Przywóz towaru do czasu wybudowania w 1937 r. drogi łączącej Trzcianne z Białymstokiem i uruchomienie komunikacji autobusowej wyglądał następująco. Tabor złożony z kilku wozów nazywany "bałagułą", załadowany miejscowymi produktami rolnymi i owocami wyruszał wieczorem do Białegostoku, tak żeby rano być na miejscu. Po rozdysponowaniu przywiezionego towaru pakowano z kolei towar zamówiony w Trzciannem, i nocą ruszano w drogę powrotną. Z taborem mogli także zabierać się ludzie płacąc za kurs 1 zł. Rok 1937 to kres bałaguły , gdyż o wiele taniej wychodziło przywiezienie towaru do Moniek koleją, a dalej na miejsce autobusem. Bardzo ważną rolę w życiu mieszkańców miejscowości sąsiadujących z Trzciannem spełniali żydzi zajmujący się handlem. To właśnie oni skupywali od nich płody rolne, owoce, szczecinę, wełnę, koński włos, drewno, słomę, zwierzęta hodowlane, ułatwiając w zamian możliwość zakupu artykułów niezbędnych w każdym gospodarstwie takich jak: odzież, wyrobione skory, pasmanterię, części do maszyn rolniczych, przyprawy i inne. Biedniejsi żydzi prowadzili formę handlu obwoźnego. Najważniejszym wyposażeniem przy tego rodzaju prowadzonej działalności był wózek z niewielkim dyszlem. W zależności od posiadanych zasobów finansowych wózek był ciągnięty przez konia lub przez osobę handlującą. Handlarz tego typu obwoził swój towar po okolicznych wsiach i sprzedawał go pobierając opłatę w naturze własnymi produktami rolnymi. Najczęściej przedmiotem wymiany było: zboże, sery, masło, jaja, owoce, warzywa. Z reguły tego typu współpraca przebiegała bez większych nieporozumień, chociaż zdarzało się, że niektórzy handlarze wykorzystywali niewiedzę chłopów i zaniżali cenę skupowanych produktów. Często do sprzedaży po niższej cenie zmuszała chłopów ich sytuacja, a konkretnie nie spłacone długi. Najczęściej oferowanym towarem przez żydów - handlarzy był sprzęt gospodarstwa domowego oraz artykuły pierwszej potrzeby takie jak: nafta, sól, cukier, mydło i inne. Najczęściej sprawy handlowe omawiane były w jednym z kątów bożnicy, gdzie nikt postronny nie przeszkadzał w prowadzonych rozmowach. Żydzi mieli bardzo dobrze rozwinięty wywiad gospodarczy, doskonale orientując się w obecnie obowiązujących cenach, w prognozach na najbliższą przyszłość i innych sprawach dotyczących prowadzonej przez nich działalności. Bardzo ciężko było Polakowi założyć sklep lub jakiś inny interes w Trzciannem miasteczku zdominowanym przez żydów. Z reguły kończyło się to w ten sposób, że konkurencja żydowska wspólnie ustalała zdecydowanie niższe ceny we wszystkich swoich sklepach i nowo założony sklepik nie wytrzymywał konkurencji, ulegając likwidacji. Dosyć specyficznie w Trzciannem wyglądało hasło Narodowej Demokracji szeroko lansowane przed wybuchem II wojny światowej, a które brzmiało "bij Żyda i nie kupuj u Żyda". Trudno sobie wyobrazić wprowadzenie tego typu zalecenia w miejscowości całkowicie zdominowanej przez żydowski handel, miejscowości w której funkcjonowały dwa polskie sklepiki i to z nie najlepszym rezultatem. Generalnie do czasów wojny współżycie między ludnością polską i żydowską układało się dosyć dobrze, była to swoista symbioza w której każda z nacji miała określony zakres działalności według posiadanych możliwości.

Wybuch II wojny światowej zupełnie zmienił dotychczasowe życie mieszkańców Trzciannego i okolic. Po podziale ziem polskich między Niemcami i Sowietami ziemia trzciańska znalazła się w obszarze ziem włączonych do Zachodniej Białorusi. Zwłoka spowodowana pertraktacjami Sowietów ze stroną niemiecką, pomogła oddziałom Armii Czerwonej, a w szczególności jednostkom NKWD, lepiej organizacyjnie i politycznie przygotować się do przejmowania nowych terenów. Podobnie jak na całym okupowanym obszarze, także na Białostocczyźnie powielano schematy stosowane w trakcie trwania całej operacji militarnej, czyli wkroczenie wojsk sowieckich obowiązkowo poprzedzane musiało być "spontanicznym i entuzjastycznym" powitaniem mieszkańców. W tym celu, posuwającym się jednostkom wojskowym towarzyszyły oddziały NKWD, "pomagające" lokalnym społecznościom w praktycznym przygotowaniu się do godnego powitania "wyzwolicieli". Zasadniczym celem organizowanych spotkań miało być potwierdzenie tezy, jakoby podjęte 17 września działania zbrojne wyrażały jedynie wolę mieszkańców Białorusi Zachodniej, pragnących zjednoczenia z resztą ziem Kraju Rad, a zachodzące po tej dacie zmiany nie zostały wymuszone przez okupanta, lecz były naturalną reakcją szczęśliwego ludu w podnieceniu oczekującego przybycia "wyzwolicieli". Postawa lokalnych społeczności musiała współgrać z hasłami głoszonymi przez armię sowiecką, powielającymi opinię, że jedną z głównych przyczyn klęski militarnej II Rzeczypospolitej było zniewolenie zarówno klasy pracującej jak i mniejszości narodowych. Szczególnie wśród młodzieży żydowskiej bardzo popularne były hasła komunistyczne, duża też jej część należała do zawiązanej partii. Ceremoniał przywitania wojsk sowieckich przebiegał podobnie jak w większości miast według stałych, charakterystycznych elementów. Uroczystość poprzedziło przystrojenie budynków mieszkalnych czerwonymi sztandarami i okolicznościowymi hasłami o treści komunistycznej. Skompletowano komitet powitalny reprezentujący lokalną społeczność. Po wstępnej części powitania rozpoczynał się zasadniczy moment uroczystości, który składał się z okolicznościowych przemówień, wygłaszanych zarówno przez agitatorów sowieckich jak i starannie wybranych przedstawicieli miejscowej ludności, w przypadku Trzciannego byli to miejscowi Żydzi. Treść wszystkich wystąpień była przygotowana według odgórnie przyjętych zasad. Entuzjazm ludności żydowskiej wynikał przede wszystkim z wiary w poprawę politycznych i ekonomicznych warunków życia. Hasła głoszone przez wkraczające oddziały sowieckie, obiecujące równość klasową, narodowościową i stworzenie nowych szans w dostępie do edukacji i urzędów państwowych, w zderzeniu z rzeczywistością II Rzeczpospolitej brzmiały zachęcająco. Władze okupacyjne umiejętnie wykorzystywały panujące nastroje, roztaczając przed biedniejszą częścią społeczności żydowskiej wizje łatwej kariery politycznej i zawodowej. W Trzciannem pod koniec dnia zorganizowano dla uczczenia tego faktu zabawę taneczną w dużej sali parafialnej przy kościele, przerywaną co jakiś czas mowami pochwalnymi. Przed rozpoczęciem imprezy odśpiewano międzynarodówkę. Jednym z pierwszych posunięć okupanta było zamknięcie szkoły z polskim językiem nauczania. Oprócz zakazu posługiwania się językiem polskim, należało ze wszystkich książek powycinać rysunki i zdjęcia flagi państwa, godła, a także podobizny polskich mężów stanu takich jak choćby Józef Piłsudski. Ze szkoły wyłączono naukę religii.

Do nowo tworzonych władz sowieckich najczęściej wstępowali młodzi Żydzi, głównie do milicji i służby bezpieczeństwa. Żydzi w znaczący sposób odpowiadają za zsyłkę miejscowej ludności polskiej w głąb Rosji. Wystarczyły dwa podpisy osób z miejscowego aktywu żydowskiego i los miejscowego Polaka był przesadzony. Bardzo tragicznym wydarzeniem dla miejscowej młodzieży pochodzenia polskiego był pobór do rosyjskiego wojska na początku 1940 roku, którego organizacją w dużej mierze zajęła się żydowska młodzież. Nie wszyscy Żydzi zadowoleni byli z nowo zaistniałej sytuacji, wielu z nich zwłaszcza tych starszych i bogatszych była przeciwna hamowaniu lokalnego handlu i ograniczaniu wolności słowa. Nie bardzo też im się podobała likwidacja miejscowych sklepów i przekształcenie ich w kooperatywy. Chociaż w nowo powstałych miejscach handlu także pracowali Żydzi.

Sytuacja taka trwała do czerwca 1941 r. 24 czerwca we wsi Zubole pojawił się patrol niemiecki, a za nim żołnierze na rowerach i lekki sprzęt wojskowy. Gromadzenie wojska trwało dwa dni. W miasteczku zaległa grobowa cisza, Żydzi pozamykali drzwi, okna, okiennice w swoich domach. 25 czerwca 1941 r. w godzinach popołudniowych rozległy się strzały. Niemcy otoczyli Trzcianne i jednocześnie z kilku stron podpalili je. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, mając ułatwione zadanie, gdyż stara drewniana zabudowa, z budynkami ściśle do siebie przylegającymi stanowił łatwy łup dla roznieconego ognia. Żydzi z tym co zdołali chwycić w ostatniej chwili, z dziećmi na ręku uciekali na oślep przed siebie chcąc być jak najdalej od szalejącego żywiołu.

Próbowano wydostać się w kierunku okolicznych kolonii, mając nadzieje znalezienia tam spokojnego azylu. Niestety nie wszystkim było dane przebić się przez niemieckie posterunki. Wielu Żydów zostało zabitych w czasie ucieczki z miasta. Tych, którym nie udało się uciec spędzono do dołu po żwirowni w Zubolu. Dół był usytuowany między domem pana Puchalskiego, a domem Żyda właściciela tartaku na Zubolu. Spędzonych do żwirowni Żydów trzymano kilka dni bez żadnego pożywienia i picia. Straż przy dole pełnili żołnierze niemieccy przez całą dobę znęcając się nad więźniami psychicznie i fizycznie. Za najdrobniejsze przewinienie wywoływano daną osobę z dołu i nie istotne było czy była to kobieta, mężczyzna czy jeszcze dziecko, dokonywano egzekucji na oczach pozostałych współwięźniów. Żadnej szansy przeżycia nie miała osoba wskazana jako należąca do partii komunistycznej. Po kilku dniach pozostałych przy życiu Żydów przepędzono do stodoły pana Puchalskiego. Przez cały ten okres większość Polaków starała się dopomóc męczonym Żydom, przynosząc wbrew niemieckiemu zakazowi chleb i ziemniaki. Po kolejnych kilku dniach nakazano Żydom oddać wszelkie posiadane kosztowności, zobowiązano ich do noszenia na ubraniach żółtej gwiazdy i puszczono na wolność. Z pożaru ocalały jedynie dwa domy, w których znalazło schronienie kilkadziesiąt osób, pozostali szukali ratunku u gospodarzy w okolicznych wioskach. Żydzi praktycznie zostali bez żadnych środków do życia. Wynajmowali się do pracy w polskich gospodarstwach lub świadczyli usługi krawieckie czy też szewskie zainteresowanym osobom. Sytuacja taka przetrwała do początku listopada 1942 r., kiedy to znowu spędzono wszystkich Żydów z okolicznych miejscowości do Trzciannego. Okoliczni gospodarze otrzymali polecenie podstawienia furmanek, na które załadowano żydowskie rodziny i konwój z obstawą niemieckich żołnierzy ruszył w kierunku Grajewa. W czasie transportu, gdy któryś z Żydów posiadał jeszcze na tyle kosztowności, że mógł się wykupić Niemcy pozwalali na ucieczkę do lasu, bez żadnych konsekwencji. Miejscowością docelową pierwszego etapu żydowskiego konwoju była osada Bogusze pod Grajewem. Był tam usytuowany prowizoryczny obóz przejściowy z szeregiem baraków służących jako tymczasowe domostwa. Po pewnym okresie przetransportowano trzciańskich Żydów do jednego z obozów zagłady, miejsca z którego się nie wracało. Według Pana Piotra Łazego z całej populacji żydowskiej w Trzciannem ocalało jedynie 16 osób. Przeżyli dzięki polskim rodzinom, które ryzykując własnym życiem zdecydowały się pomóc w tej beznadziejnej dla ludności żydowskiej sytuacji. Na bezinteresowną pomoc zdecydowali się m.in. państwo Wasilewscy z Zucielca, rodzina pana Kulko Edwarda i Kulko Franciszka z Nowej Wsi. Prawdopodobnie wszyscy, którzy ocaleli wyemigrowali do Izraela. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku ustaliła niektóre osoby narodowości żydowskiej zamordowane w Trzciannem: Szmul Brostow l. 40, Brostow - syn Szmula, Siepsiel Głowakrzywa l. 50, Josel Groch-Gurwicz l. 70, Jozel Judowicz, Moreli Kauczuk l. 60, Hackiel Karabelnik l. 50, żona Karabelnika l. 50, Karaś l. 30, Niewodowski l.70, żona Niewodowskiego l. 65, Mośko Sokólski l. 70, Cheim Szczupak l. 35 (felczer), Chackiel Szpitalny l. 50 (piekarz), Arki Szwach l. 25, Hafka Szwach l. 19, Jozel Szwach l. 60 (restaurator), żona Swalberga l. 35, Abram Treściański l. 60 (ślusarz), Całko Treściański l. 35, Mośko Treścianski l. 25, Fuks Zelko l. 70, żona Fuksa l. 70. W tak tragiczny sposób zakończyła się historia ludności pochodzenia żydowskiego w Trzciannem, ludności która przez szereg lat stanowiła historię miasteczka. W roku 1989 w sierpniu przyjechał z Palestyny były mieszkaniec Trzciannego Żyd Hejdman. Był kilka dni. Jego staraniem zbudowano skromny pomnik na grobie zamordowanych około 400 Żydów.

Opracował Arkadiusz Studniarek


e-monki.pl & A. Studniarek