Bartnictwo w obszarach leśnych między Narwią, Biebrzą i Brzozówką

Mit o narodzeniu pszczoły znany jest już ludom słowiańskim. W jego wersji uderza swoiste odwrócenie ról kobiety i mężczyzny. Erich Fromm utrzymywał, że w czasie przejścia od matriarchatu do patriarchatu teologowie ówcześni usiłowali dowieść, że mężczyzna, choć nie może rodzić za pomocą macicy (dziupla ma być jej symbolem), to także może być stwórcą. Według mitu pszczoła pochodzi z bożego czoła: "wędrujący po świecie Bóg, Chrystus, święty Piotr czy Paweł, zraniony został w czoło kamieniem lub chlebem rzuconym przez starą kobietę. Po pewnym czasie wyjął z rany robaki, które się w niej zalęgły i włożył je w dziuplę spróchniałego drzewa...Drzewem tym jest jodła...Jodłę wybrano w legendzie z uwagi na jej ostre szpilki, którym zapewne przypisywano podobną moc magiczną co cierniom tarniny...Związek iglastego drzewa z bartnictwem stał się zapewne ostatecznym powodem, dla którego mit o narodzinach pszczoły (bo kiedy bóg po pewnym czasie wrócił do wspomnianej jodły zobaczył, że robaki zmieniły się w pszczoły) związano z jodłą".

Puszczańskie tereny zamieszkiwane pierwotnie przez Słowian, sprzyjały swobodnemu rozmnażaniu się dzikich pszczół. Licznie występujące "świepoty" (naturalne dziuple drzewne zasiedlone przez pszczoły) zostały otoczone opieką, co zapoczątkowało chów tych pożytecznych owadów. Następnym etapem było drążenie sztucznych dziupli w żywych drzewach, czyli "dzianie barci" i osadzanie w nich pszczół. Był to początek bartnictwa, czyli leśnej hodowli i użytkowania pszczół. Hodowla leśna pszczół rozwijała się od czasów pierwszego osadnictwa, będąc bardzo ważną dziedziną ówczesnej gospodarki. Rozkwit jej trwał do końca XV w.

Tereny obecnej Puszczy Knyszynskiej, oraz terenów leśnych na zachód od niej słynęły w średniowieczu jako kraina miodem płynąca. Pierwotne puszcze stwarzały doskonałe warunki dla rozwoju bartnictwa. To właśnie bartnicy wspólnie z myśliwymi i rybakami pierwsi eksploatowali te dziewicze tereny.

Początkowo bartnictwem zajmowali się ludzie prowadzący leśny, łowiecki tryb życia. Zawód bartnika to bardzo trudne zajęcie, wymagające bardzo dobrej znajomości obyczajów pszczół, wytrwałości, systematyczności oraz tężyzny fizycznej. Barcie pierwotnie znajdowały się z dala od siedzib ludzkich. Wyraz barć spotykamy już w dokumencie z r. 1261. Powstał on albo od nazwy narzędzia barta, bartnika, które wyżłabiania drzew służyło, albo od wyrazu obar (obwar), oznaczającego drzewo złamane i oblane żywicą; nieraz, bowiem nad barcią ścinano koronę drzewa, aby powstrzymać jego rośnięcie, dla barci niepotrzebne. Dotarcie do nich było nie lada kłopotem, zważywszy na fakt, że na taką wyprawę trzeba było zabrać odpowiednie narzędzia i zapas żywności. Jeszcze gorzej wyglądała droga powrotna, gdyż trzeba było jakoś przynieść zebrany miód i wosk. Za prawo wchodzenia do puszczy i korzystania z jej bogactw bartnicy dawali daniny miodowe do Wizny, Goniądza i Rajgrodu, w których rezydowali namiestnicy władców. Np. za korzystanie z boru, tj. 60 barci należało uiścić 1 rączkę miodu rocznie (ok. 10,5 garnca).

Wraz z rozwojem coraz bardziej dochodowej gospodarki rolnej, bartnictwo stawało się zajęciem dodatkowym. Na Podlasiu tym dodatkowym zajęciem najczęściej zajmowali się chłopi. Początkowo bartnicy mieli w puszczy tylko budy i szałasy, nieraz bardzo odległe od ich wsi. Trwałych budynków nie wolno było wznosić. W swoich prowizorycznych pomieszczeniach mieszkali więc okresowo.

Z przekazów źródłowych dowiadujemy się, że bartnictwo było rozwinięte m.in. w starostwach: rajgrodzkim, tykocińskim i goniądzkim. Prawo bartne obowiązujące na terenie Puszczy Knyszynskiej wyjaśniają tzw. Statuty Litewskie", obowiązujące od 1 stycznia 1530 r. Według statutów bartnicy powinni oznaczać użytkowane przez siebie barcie własnymi znakami - "klejmami". Barcie nie były własnością użytkowników, ale nie płacili z tego tytułu żadnych dodatkowych opłat. Zabronione było przywłaszczanie sobie cudzych barci. Podczas wyprawy bartnika do innej puszczy mógł on zabrać ze sobą jedynie narzędzia bartne. W żadnym wypadku nie wolno było mu zabrać ze sobą strzelby czy psa, co wiązało się z zakazem polowania. W przypadku przewrócenia się drzewa bartnego, "opiekun" barci miał prawo wyciąć część drzewa z barcią i wynieść ją.

W wypadku, gdy bartnik zaniedbał barcie, odbierano mu bór bartny i przekazywano do użytkowania innemu batrnikowi. Prawo bartne brało jednak pod opiekę sieroty i kobiety, które często same jako wdowy trudnily się tym zajęciem.

Praca bartnika była dość uciążliwa, na początku musiał wybrać odpowiednie drzewo do wydrążenia (dziania) w nim barci. Z reguły wybierano stare, potężne sosny (chojki), rzadziej świerki, dęby czy lipy. Drzewo musiało mieć pień o odpowiedniej grubości, tak żeby po wydrążeniu w nim barci pozostało nadal żywe i nie złamało się w czasie burzy. Często z drzewa bartnego ścinano wierzchołek (ogławianie). Zabieg ten miał na uwadze zmniejszenie powierzchni drzewa, przez co stawało się ono mniej narażone na wiatry i wywrócenia. Ważna też była odpowiednia grubość ścianek barci, tak żeby nie przemarzły w czasie zimy. Po wybraniu odpowiedniego drzewa bartnik znaczył go własnym znakiem, stając się od tego momentu właścicielem "podkładu" czy też inaczej "drzewa godnego". Wykonanie oznakowania na drzewie zobowiązywało bartnika do wykonania "dzieni" w określonym czasie. Jeśli się zdarzyło, że nie wyrobił się w czasie i nie dokończył rozpoczętej pracy przy nowej barci, wtedy to drzewo z tzw. "zadziatkiem" mógł przejąć inny bartnik. Można było spotkać drzewa z dwoma barciami (sosna z dwiema barciami to "sosna odwójna"), lub też trzema (sosna z trzema barciami to "sosna otrójna"). Drzewo, w którym założono barć, ale jeszcze nie było pszczół nazywano drzewem jałowym lub próżnym. Do wyrabiania barci służyły głównie dwa narzędzia: pieśnia, rodzaj wielkiego dłuta i serka, barta, tj. szeroka siekierka do wygładzania ścian w barci używana.6

Barcie drążono w dwóch terminach w zależności, w jakim drzewie je zakładano. I tak wiosną wykonywano je w drzewach liściastych, a jesienią w iglastych. Najczęściej barcie drążone były od strony południowo - wschodniej, ze względu na stopień nasłonecznienia. "Dzianie" barci trwało do kilku dni w zależności od wysokości, na jakiej miała się znaleźć (barcie zakładano w przedziale wysokości 3.5m - 18m). Na pień bartnik wspinał się przy pomocy "leziwa", czyli mocnego podwójnego, a częściowo pojedynczego powroza oraz "kluczki" i drewnianej "ławki". Wspinanie się na pień nazywane było "wrozeniem". Powrozy splatane były z łyka lub konopi. Długość powroza wynosiła ponad 31 metrów. Tego rodzaju wspinaczka wymagała bardzo dużej sprawności fizycznej i pewnych specyficznych umiejętności. Istotne było prawidłowe opasanie drzewa, robienie różnego rodzaju pętli i węzłów będących miejscem wsparcia stóp. Bardzo ważne było właściwe umocowanie ławki, na której siedział podczas wykonywania pracy.

Drugim sposobem wchodzenia na drzewo było zastosowanie, "ostrwi". "Przyrząd" ten wykonywano z młodego świerka. Po obcięciu z niego gałęzi (zostawiano ok. pół metrowe kikuty) i okorowaniu świerk spełniał funkcję drabiny. Podstawowymi narzędziami bartnika była siekiera bartna lub piesznia, żelazne dłuto, a także specjalne świdry. Na Podlasiu wydłubywano najczęściej barcie trapezowate o następujących wymiarach: szerokość z przodu: 10-15 cm, wewnątrz 20-35 cm, głębokość 35-40 cm, wysokość z przodu 85-95 cm, wysokość z tyłu 95-100 cm. Górną część barci nazywano "głową", środkową "ocznikiem", tylną "plecami", a dolną "nogami". Dno barci było usytuowane poziomo, co pozwalało na wymiatanie niepotrzebnych odpadów. Otwór bartni zamykany był dopasowaną deską (zatworem, płachą, zatułą, dłużycą). Dodatkowym zabezpieczeniem był przepołowiony pieniek zawieszony przed otworem, służył on jednocześnie jakoocieplenie na zimę. Nazywany był śniotem, snozą, śniatem czy też śnitem. Bardzo ważnym elementem bartni było "oko', czyli miejsce wylotu pszczół. "Oko" był to otwór o średnicy do kilku centymetrów. W nim umieszczano "oczkas", tzn. długi kawałek drewna zaciosany z jednego końca w klin. Sięgał on do końca komory, służąc do podtrzymywania plastrów miodu. Był też ogranicznikiem do którego można było podcinać plastry miodu. Miód znajdujący się powyżej umożliwiał pszczołom przetrwanie zimy.

Zdarzał się, że bartnicy ułatwiali sobie nieraz pracę powiększając naturalne dziuple w drzewie, lub drążąc barcie w nadpróchniałych drzewach, gdzie praca była o wiele łatwiejsza.

Jeśli barć była już gotowa trzeba było ją zasiedlić. W czerwcu zaczynały się rójki pszczół i wtedy właśnie trzeba było je schwytać. Najpierw trzeba było odnaleźć rój, następnie poczekać żeby usiadł. Jak pszczoły usadowiły się w jakimś miejscu okadzano je dymem z "podkurzacza". Najprostszym podkurzaczem była tląca się pochodnia, lub osadzona na kiju wysuszona huba nazywana "zubelem". Z biegiem lat pojawiały się doskonalsze podkurzacze wykonane z gliny, metalu czy ceramiki. Po okadzeniu pszczół bartnik skraplał je wodą i umieszczał w koszyku, następnie zanosił do nowej barci i zamykał. Drugim sposobem zasiedlenia nowej barci przez pszczoły było tzw. zasiedlenie naturalne. Żeby tego dokonać bartnik spryskiwał wnętrze barci wywarem z wonnych ziół z dodatkiem miodu i wosku. Receptura na zanętę była pilnie strzeżona przez bartniczą brać. Jeszcze jednym sposobem na zwabienie pszczół było "nabijanie barci", czyli umieszczenie w górnej części barci "suszu", czyli próżnych plastrów, które zwabiały krążące pszczoły.


Sosna bartna. Zdjęcie z września 1936 r. Fot. ze zbiorów A. Kęczyńskiego.

Praca bartnika zaczynała się wiosną, kiedy to musiał sprawdzić czy rój przetrwał zimę i wysprzątać barć przed sezonem. Praca zaś jego kończyła się późną jesienią, gdy ocieplał zamknięty "zatwór" świerkowymi gałęziami lub chrustem. Najważniejsze zajęcie bartników, czyli podbieranie miodu (kleczenie, ukroj) przypadało na późne lato i jesień, najpóźniej do połowy września. Miodobranie z reguły było jednorazowe. Wybierając się na wykonanie najważniejszej w ciągu roku czynności, bartnik musiał się odpowiednio zabezpieczyć. Zabierał ze sobą niezbędne narzędzia, zapas żywności oraz naczynia na zebrany miód. Bardzo przydatne w tej wyjątkowej eskapadzie były środki transportu, którymi najczęściej był wóz lub łódka. W przypadku ich braku bartnik zabierał ze sobą pomocników. Praca przy barciach polegała na podcinaniu plastrów zakrzywionym nożem i układaniu ich w jednym lub dwóch wiaderkach, w zależności od stopnia dojrzałości miodu. Plastry podcinane były do ustalonego przez "oczkas" poziomu. Wyjątkiem od reguły było wycięcie całej woszczyny w przypadku pozbywania się rodziny pszczelej. Średnio z barci otrzymywało się około 8 kilogramów miodu. Bór bartny stanowiło najczęściej 60 barci tak, więc z jednego boru zbierano nie całe 500 kilogramów miodu. Z wyciętych plastrów odcedzano na sitach miód i zlewano go do lipowych lub glinianych "kozubków". Następnie częściowo opróżnione plastry zalewano wodą, żeby rozpuścić w niej pozostałą część miodu. Uzyskany w ten sposób napój nazywano "sytą". Po uporaniu się z odbiorem miodu, zabierano się za drugą równie ważną czynność - pozyskiwania wosku. Woszczynę roztapiano najczęściej w gorącej wodzie, następnie wyciskano przez płótno i klarowano. Wosk jako bardzo pożądany produkt służył przede wszystkim do oświetlania, oraz wykorzystywany był przy obrzędach religijnych w medycynie i rzemiośle. Z jednej barci pozyskiwano do 1 kilograma wosku.

Barcie leśne były łakomym kąskiem zarówno dla okolicznej ludności jak i dzikiej zwierzyny. Musiał się bartnik solidnie natrudzić, żeby je odpowiednio zabezpieczyć. Na małe zwierzęta zastawiane były wymyślne pułapki, otwory wydrążone przez dzięcioły zatykano kołkami, przed mrówkami posypywano pień drzewa i ziemię wokół niego popiołem drzewnym. Gorzej było z największym smakoszem miodu często nazywanym "bartniczkiem", czyli po prostu niedźwiedziem. Były dwa sposoby walki z leśnym łasuchem: pierwszy, czynny bardziej tragiczny dla zwierzęcia związany z prawem odstrzału, drugi nazywany biernym polegał na odpowiednim zabezpieczeniu barci. Jednym z najpopularniejszych sposobów była "samobitnia". Mechanizm działania był następujący - ciężką kłodę drewna lub kamień zawieszano na sznurach [przy zatworze barci, niedźwiedź odpychając samobitnie do boku za chwilę dostawał nią, im mocniej ją popychał tym razy były mocniejsze. Doprowadzało to do rezygnacji zwierzaka ze słodkiej uczty lub do jego spadnięcia z drzewa. Nieraz ustawiano na dole przy drzewie zaostrzone pale, na które nadziewał się spadający niedźwiedź, na szczęście nie było to regułą. Następnym biernym sposobem walki był "odenek" (podkur), Zbijano z desek szeroki pomost otaczający pień drzewa. Przybijano go poniżej barci nabijając od spodu ostrymi kolcami. Był to dosyć skuteczny sposób zabezpieczenia barci.

Wysoką grzywną karani byli ludzie przyłapani na kradzieży miodu, niszczeniu barci czy znaków bartnych. Jeszcze gorzej przedstawiała się perspektywa osób złapanych na kradzieży rodziny pszczelej, tu obowiązywał najwyższy wymiar, czyli kara śmierci. Według prawa bartnego, najsurowsza kara, bo gardłowa, przez powieszenie dotykała złodzieja wydzierającego pszczoły z barci, lecz tylko w razie, jeżeli na gorącym uczynku schwytany został. Na wydanie wyroku śmierci zwoływał podstarości wszystkich bartników do miasta, gdzie sąd bartny zasiadał wraz z sądem prawa magdeburskiego, a przed wykonaniem wyroku wszyscy bartnicy powinni byli dotknąć się ręką powrozu, na którym złoczyńca miał być powieszony.

O surowości prawa bartnego niech świadczy końcówka artykułu 83 dotyczącego kradzieży pszczół: Toteż pilno potrzeba wiedzieć, że jeśliby się złoczyńca przyznał, że takowy zły uczynek pierwszy kroć uczynił, takowy ma być obwieszony (tj. powieszony). A jeśliby zeznał, że to kilkakrotnie czynił, co się dotycze miodu, takowemu ma kat pęp wyrżnąć i z niego kiszki wytoczyć i tak z nim czekać, aż zdechnie, a potem zdechłego obwiesić. Ale nic w tym dziwnego, bo kradzież pszczół była w owych czasach świętkradztwem. Pszczoły uchodziły za święte owady, co robią wosk na świece do kościoła.

Reasumując znaczenie bartnictwa należy stwierdzić, że miód i wosk miały trafiać na książęce i królewskie stoły obficie i bez przeszkód. Miodosytnie (w nich dojrzewały miody pitne) nie nadążały za zamówieniami, a świątynie, zamki i dwory oświetlał płomień świec woskowych.

Wosk pszczeli był jednym z ważniejszych strażników cywilizacji europejskiej. Wszak wszystkie pieczęcie na wszystkich dokumentach urzędowych aż do XVIII w. odciskano w wosku. Polska była jednym z największych producentów i eksporterów tego produktu pszczelego. Kres cywilizacji "woskowej" spowodowało dopiero zastosowanie laku.

Znakomity rozwój bartnictwa począł się chylić ku upadkowi pod koniec XVII wieku, związane to było przede wszystkim z wyrębem lasów i coraz intensywniej rozwijającym się rolnictwem. Coraz gorzej przedstawiała się sytuacja związana ze zbytem surowca. Coraz większe ilości sprowadzanego wina z zagranicy, produkcja cukru z buraków, zastosowane nafty i stearyny przy oświetlaniu to ważniejsze czynniki hamujące rozwój bartnictwa. W następnym stuleciu zaczęto zakazywać działalności bartnej, twierdząc że do tego typu działalności wykorzystuje się najlepsze i najgrubsze drzewa. XIX wiek to całkowity zakaz chowu pszczół w lasach państwowych wydany przez zaborców. Oczywiście wprowadzane zakazy nie zlikwidowały tego typu działalności, zmieniła się tylko forma pszczelej gospodarki. Na Podlasiu już w XVII wieku zaczęło się rozwijać pasiecznictwo przydomowe, współcześnie nazywane pszczelarstwem. W momencie, gdy w żywych drzewach było coraz mniej barci, zaczęto wykonywać je w kawałkach ściętych drzew. Była to tzw. "kłoda". Pierwsze kłody wycinano z drzewa bartnego, następne wykonywano już z wyciętych pni. Pierwotnie "kłody" ustawiano w lesie wysoko na drzewach lub na pomostach między nimi. Kolejny etap to lokowanie nowych bartni w pobliżu domostw. Jak się okazało było to bardzo dobre rozwiązanie zarówno dla bartnika, który mógł je doglądać na bieżąco jak i dla pszczół którym takie sąsiedztwo wcale nie przeszkadzało. Pierwsze "kłody" ustawiano pionowo wprost na ziemi "kłody-stojaki" okrywając je z góry "czapą" z kory, desek lub słomy w ten sposób zabezpieczając przed przemakaniem. Ustawienie barci w pionie zapewniało pszczołom takie same warunki jak w barci leśnej. Z czasem "kłody-stojaki" przeistoczyły się w "kłody-leżaki", gdy zaczęto barcie układać w pozycji poziomej z wyżej uniesioną "głową". W związku z taką modyfikacją plastry w środku budowane były prostopadle do pnia. Metody przydomowej gospodarki pasiecznej praktycznie nie różniły się od technik bartników leśnych.


Ule kłodowe - stojaki w Muzeum Narodowym Rolnictwa w Szreniawie. Fot. z 1999 r.

Bartnictwo zaczęło odchodzić w przeszłość na ziemiach polskich dopiero w XIX wieku. Następował naturalny zwrot w hodowli pszczół i ludzie zaczęli zakładać pasieki blisko własnych domostw. Ogromne znaczenie w tej przemianie bartnictwa na pasiecznictwo miały decyzje władz zaborczych - głównie pruskich i rosyjskich (Polska w XIX wieku nie posiadała własnej państwowości). Zakazano bartnikom wstępu do lasu i dziania nowych barci. Wiekowe sosny stawały się materiałem deficytowym. Drzewa bartne, kaleczone piesznią i bartą, z obciętymi koronami, stawały się bezużytecznymi, umierającymi kikutami.

Arkadiusz Studniarek

2006 © e-monki.pl & A. Studniarek