Goniądzcy Żydzi

Pierwsi Żydzi ulokowali się na terenie dawnej jurydyki zamkowej, tam też wybudowano pierwszą bożnicę. Po roku 1795 władze pruskie zezwoliły na swobodne osadnictwo ludności żydowskiej. W roku 1735 funkcjonował już cech krawców żydowskich. W 1765 roku przeprowadzono spis ludności żydowskiej parafii goniądzkiej, w wyniku którego okazało się , że parafię zamieszkuje 426 Żydów. W 1766 roku w okolicznych komorach celnych odnotowano 24 kupców z Goniądza, w tym 14 Żydów. Goniądzcy Żydzi specjalizowali się szczególnie w sprzedaży drewnianych warząchwi i niecek.

Pod koniec XVIII wieku ponad 60 domów w Goniądzu zamieszkiwali Żydzi. Pruski opis miasta z 1799 roku informował, że miasto liczyło 1373 mieszkańców z czego 498 to Żydzi, co stanowiło około 36% ogółu społeczności goniądzkiej. Następne stulecie to podwojenie liczby mieszkańców miasta.

W 1878 roku Goniądz liczył już 2943 osób, z czego Żydów było już 1880, co daje 64% udział ludności żydowskiej w społeczności miasta. Do tego roku ludności pochodzenia żydowskiego przybyło prawie czterokrotnie. W okresie międzywojennym zmieniły się trochę proporcje stanu liczebnego ludności żydowskiej do ludności polskiej, a mianowicie Żydzi w tym okresie stanowili prawie połowę mieszkańców miasta.

Żydzi byli bardzo sprawnie zorganizowaną grupą narodowościową, często przewyższając w tym względzie rdzenną ludność polską. W Goniądzu Żydzi zamieszkiwali centrum miasta, w głównej mierze Stary i Nowy Rynek. W ich rękach, z nielicznymi wyjątkami, koncentrował się handel i rzemiosło miasta.

Do czasu wybuchu II wojny światowej jedynie cztery sklepy w Goniądzu były w rękach polskich handlowców. Dwa sklepy spożywcze stanowiły własność panów: Bolesława Zielińskiego i Wrońskiego. Sklep z materiałami tzw. "łokciowy" był w posiadaniu pana Wacława Pełszyńskiego, a sklep monopolowy prowadził pan Jan Balunowski. Pozostałe sklepy, a było ich około 30 stanowiły własność Żydów. Nie wszystkie żydowskie nazwiska zachowały się w pamięci goniądzan. Wiadomo, że artykułami żelaznymi handlowali Biały i Kobryński, zbożem Kobyliński, rybami Pupiak (skupował ryby od miejscowych rybaków, a następnie odsprzedawał innym handlarzom bądź wojsku). Sklep z artykułami przemysłowymi był w posiadaniu żydówki Friedman, Janowska natomiast handlowała galanterią.

W okresie międzywojennym w Goniądzu funkcjonowały cztery młyny na rzece Czarna Struga, w tym największy znajdujący się przy ulicy Kościelnej. Pozostałości młyna możemy podziwiać do dnia dzisiejszego. Młyn ten początkowo był własnością Zamku w Knyszynie następnie, przed II wojną dzierżawił go Żyd o przezwisku "Dawidek". Po jego śmierci nowym dzierżawcą został Jerzy Rutkowski. Po II wojnie światowej tylko ten młyn nie uległ upaństwowieniu. Prawa własności do niego nabył zięć pana Rutkowskiego - Dzienis. Prawdopodobnie to on przed przyjazdem komisji zajmującej się upaństwawianiem zdjął i porąbał koło zamachowe, co uczyniło obiekt niezdatnym do przerobu zboża. Dwa młyny były usytuowane nad rzeką Biebrzą. Dzierżawcami ich byli między innymi Duchnowscy oraz Żydzi Lejtko i Muchojar.

W 1935 roku pan Władysław Lotkowski pobudował młyn o napędzie elektrycznym, przy ulicy Królewskiej (obecnie ulica Wojska Polskiego). Dlaczego akurat w tym roku?. Odpowiedź jest prosta, wtedy to właśnie doprowadzono do miasta prąd z pobliskiej elektrowni w Twierdzy Osowiec.

Żydzi prawie w całości zdominowali w Goniądzu rzemiosło. W okresie międzywojennym w miasteczku funkcjonowało siedem piekarń, z czego tylko jedna była w rękach Polaka - pana Józefa Szwarca (jednego z największych w tym czasie fachowców w tym zawodzie). Ponadto w Goniądzu były trzy olejarnie, wszystkie stanowiły własność Żydów. W związku z dużym zapotrzebowaniem na wyroby żelazne, co było spowodowane rolniczym charakterem gminy, w mieście dobrze prosperowało pięć kuźni. Cztery żydowskie i jedna polska, usytuowana przy cmentarzu katolickim. Krawiectwem zajmował się m.in. Żyd Peltonowicz, fotografiką Atłas, czapnictwem Molina, Żyd Bergman dzierżawił tartak, który był połączony z młynem. W tartaku poza produkcją tarcicy wykonywano podkłady kolejowe, które były wysyłane do Anglii. Obok dawnego browaru, przy ulicy Rybackiej (obecnie ulica Nadbiebrzańska) montowano z elementów domy mieszkalne. Przy ich składaniu znalazło zatrudnienie wielu goniądzan. Domy o wymiarach 8x11 m sprzedawano w całości okolicznym mieszkańcom. Część także spławiano w dół rzeki do dalej położonych miejscowości. Żydzi zajmowali się też sadownictwem czy rymarstwem. Żydówka Larionowa była akuszerką.

Do wybuchu wojny, przy obecnej ulicy Nadbiebrzańskiej znajdowała się łaźnia, która była dostępna tylko dla ludności żydowskiej. Żydzi zatrudniali do pomocy w swoich gospodarstwach dwóch Polaków, którzy wozili im wodę z rzeki do celów przemysłowych (mycie, pranie,itd.). U Żydów też można było wynająć miejsce w tzw. lodowni, (głębokiej piwnicy przystosowanej do przechowywania żywności). Opłatę za tego typu usługę wnoszono najczęściej w naturze np.w postaci jaj, serze, warzywach. Ażeby przypomnieć jak wyglądał przedwojenny Goniądz przejdziemy się jego główną ulicą, czyli obecną ulicą Kościuszki i przytoczę nazwiska rodzin żydowskich, które zachowały się w pamięci goniądzan. Na krzyżówce ulicy Kościuszki z drogą biegnącą do Ośrodka Wypoczynkowego mieszkał Żyd Motel z zawodu szewc (po środku dwóch dróg biegnących od rzeki do ulicy Kościuszki). Dalej przy drodze dojazdowej od rzeki do ulicy Kościuszki w miejscu obecnego domostwa państwa Skwarków mieszkali Żydzi Mośki, którzy handlowali wędzonymi śledziami. Następnie w miejscu domu państwa Słowikowskich mieszkali Żydzi Diodi. Przy ulicy Kościuszki po prawej stronie idąc w kierunku rynku w starym domu państwa Wysockich (obecnie Konopków) wynajmowali mieszkanie Żydzi Srolki. Mieli oni 12 dzieci, matka zajmowała się cerowaniem skarpet, ojciec jeździł na żebry do Białegostoku. Na miejscu domu państwa Brzoziewskich znajdował się duży sklep z mięsem i drobiem Żyda Dawidka. Zaraz po drugiej stronie na placu państwa Milewskich stał zbudowany z czerwonej cegły dom Żyda Sije w którym mieścił się nieduży sklepik spożywczy. Naprzeciwko Domu Kultury, czyli już na Starym Rynku miał swój zakład fotograf Atłas. Zaraz za nim po prawej stronie mieściła się niewielka piekarnia Żydów Michnowskich. W następnym domu (obecnie pana Kulikowskiego) znajdował się sklep Żyda Feldmana, który handlował maszynami do szycia (Singera) oraz częściami do nich. Po sąsiedzku mieszkał Żyd Froin świadczący usługi kowalskie (obecnie p. Siemieniako). Wracając na Stary Rynek w domu państwa Bartników mieścił się jeden z nielicznych polskich sklepów (spożywczy), który prowadzili państwo Starzyńscy. W następnym domu, dotychczas państwa Gabrylewiczow mieściła się poczta na której zapleczu mieszkała jej obsługa. W miejscu nieczynnej od wielu lat restauracji stał bardzo ładny dom państwa Pawlaków. Dalej przed domem p. Samarańskich mieścił się drewniany areszt, a zaraz obok żydowska olejarnia. W dole tuż nad rzeką mieszkała pani Bochenkowa (obecny ośrodek policji). Dotychczas w Goniądzu funkcjonuje powiedzenie "idziemy się wykąpać na Bochenkowe". W miejscu obecnej posesji p. Wróbla znajdował się duży sklep z artykułami żelaznymi Żyda Białego. Po sąsiedzku mieszkał Żyd Kobryński zajmujący się skupowaniem bydła i dostarczaniu go do jednostki wojskowej w Osowcu (obecnie p. Wałuszko).

W czasie okupacji niemieckiej w domu Kobryńskiego znajdował się posterunek żandarmerii, tam też urzędujący amskomisarz wydawał potrzebującym wymagane przepustki. W byłym domu pani Zuli Pełszyńskiej była piekarnia Żydów Przedmiejskich. W miejscu obecnego domu p. Dziekońskiego mieścił się sklep z obuwiem Żyda Czarnego. Naprzeciwko poczty znajdowała się duża piekarnia Żydówki Sorki, natomiast w budynku obecnej kwiaciarni znajdował się polski sklep monopolowy p. Balunowskiego.

Życie duchowe Żydów skupiało się wokół Synagogi, która mieściła się na skarpie, w miejscu gdzie znajduje się obecnie Państwowy Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy. Świątynia została doszczętnie spalona przez Niemców, w lipcu 1941 roku. Cmentarz żydowski powstał przed I wojną światową. Usytuowano go w odległości około 200 metrów od cmentarza katolickiego, przy drodze do miejscowości Downary. Do tego czasu zmarłych grzebano na cmentarzu w Tykocinie. W lipcu 1941 roku nieznani sprawcy na tym cmentarzu dokonali makabrycznego mordu 116 Żydów. W czasie okupacji hitlerowcy przypieczętowali los cmentarza, niszcząc niemal doszczętnie wszystkie nagrobki (na powierzchni około hektara).

Po wybuchu II wojny światowej, i wejściu wojsk sowieckich los Żydów w Goniądzu niewiele się zmienił. Co prawda zlikwidowane zostały prywatne sklepy, w których miejsce okupant założył tzw. "kooperatywy", ale pracę w nich w większości otrzymali właśnie Żydzi. W okresie okupacji sowieckiej Żydzi postrzegani byli jako poplecznicy okupanta. Większość dorosłej społeczności żydowskiej skupiona była w partii komunistycznej, stąd ich priorytet w obsadzaniu wolnych stanowisk pracy. Istnieją też przesłanki, że Żydzi byli bezpośrednio zaangażowani w typowaniu ludności polskiej na zsyłkę w głąb Związku Sowieckiego. Pobór młodzieży polskiej w 1940 roku i wcielenie jej do różnych rosyjskich formacji wojskowych to także "pomoc" młodszej części społeczności żydowskiej. Generalnie większość zarzutów stawianych Żydom w czasie okupacji sowieckiej dotyczy młodej generacji żydowskiej ochoczo współpracującej z milicją i NKWD. Starsi Żydzi nie byli zadowoleni z nowych rządów, gdyż wiązały się one z zahamowaniem handlu i ograniczeniem wolności słowa. Nie zmienia to jednak faktu pojawienia się nienawiści ludności polskiej do Żydów.

Sytuacja zmieniła się diametralnie po napaści Niemiec na Związek Sowiecki i wejściu wojsk nowego okupanta do Goniądza. Wtedy to właśnie Żydzi stali się głównym obiektem prześladowań. Zaraz po zaprowadzeniu nowych niemieckich porządków, Żydzi zostali zobowiązani do noszenia żółtej sześcioramiennej gwiazdy przypiętej na piersiach i plecach.

Kolejnym krokiem niemieckich władz było zorganizowanie getta do którego spędzono ludność pochodzenia żydowskiego. Getto usytuowane było w północnej części miasta, wytyczony obszar ogrodzono drutem. Przed wejściem ustawiono posterunki wartownicze. Wprowadzono zakaz wychodzenia Żydów do miasta. Na noc mężczyzn pochodzenia żydowskiego spędzano do magazynu zbożowego znajdującego się obecnie naprzeciwko komisariatu policji. Każdego ranka przydzielano ich do wyznaczonych prac. Najlepszą pracą dla ludności żydowskiej było zatrudnienie u polskich rolników, gdzie mogli przynajmniej najeść się do syta.

Ostatni etap z życia ludności żydowskiej w Goniądzu przedstawię na podstawie zebranych relacji. Wszystkie relacje sprowadzają się do jednego mianownika, otóż ludność która miała bardzo duży wpływ na historię miasta, która tworzyła tą historię, w ciągu jednego dnia przestała dla niego istnieć.

Zacznę od relacji Pani Ireny Biernackiej:

- Ludność żydowska przetrwała w Goniądzu do 1942 roku. Nie byli ruszani, gdyż płacili bardzo wysoki okup miejscowym Niemcom. Jednak pewnego jesiennego dnia, nakazano im wszystkim spakować podręczny bagaż i stawić się na goniądzkim rynku. Miasto zostało szczelnie otoczone przez niemieckie wojska, by nikt nie mógł się wymknąć. Następnie na rozkaz niemieckich władz Polacy podstawili furmanki, na które ładowano żydowskie rodziny. Po przeszukaniu miasta konwój żydowski z obstawą niemieckich żołnierzy, ruszył do miejscowości Bogusze za Grajewem, gdzie zorganizowany był prowizoryczny obóz przejściowy z wybudowanymi barakami. W czasie transportu, gdy któryś z Żydów posiadał jeszcze na tyle złota żeby mógł się wykupić, Niemcy w mijanych lasach nie strzelali do uciekających Żydów. Po pobycie w obozie przejściowym za Grajewem zostali przetransportowani do ostatniego przystanku w ich życiu - do Oświęcimia.

Z podobną relacją podzielił się też Pan Grzegorzewski:

- W 1942 roku wszystkich Żydów spędzili na rynek, otoczyli wojskiem z psami, który Żyd uciekał, to kulę w łeb. Zebrali ich do kupy i kazali im zabrać to, co najcenniejsze - może dolary macie, drogocenne rzeczy, ale to barachło, to nie - mówili. Żydzi prawda, pozabierali, co mieli lepszego. Zawieźli ich za Grajewo, tam jakiś las był. Zrobili z tego zagrodę z drutów. Te zagrody robili nasi, Polacy!. Co starsi Żydzi, którzy się nie nadawali do pracy, szli do jamy, a ci lepsi - na roboty, do obozów".

Oczywiście nie wszyscy Żydzi jak wynika z następnej relacji dotarli do Grajewa. Dlaczego? Dowiemy się ze słów Pana Bartnika:

- W tym czasie w Goniądzu było dużo tych Żydów. Jak przyszli Niemcy, to lokowali ich w bożnicy. Teraz jest tam Ośrodek Wychowawczy. Tam ich formowali w grupy. Pózniej część Żydów uciekło, może paru się schowało między Polaków, tak było. Część wywiezli do lasu, tutaj na Podlasek. Naznaczyli furmanki, zapędzili chłopów. Chłopi ci musieli jechać. Załadowali Żydów, zawiezli do lasu i tam ich zostawili i nie wiadomo, co się z nimi stało. Pewnie zabili i pochowali".

Następna relacja różni się trochę od poprzednich, ale też jest warta przytoczenia. Oto słowa pani Reginy Dolińskiej:

- Wtedy my szliśmy do Osowca do pracy, z Szafranek to na początku chodziłyśmy ja i moja siostra. A mieszkał niedaleko nas ten Olczyk, dopóki nie wstąpił do milicji niemieckiej. Jego rodzina nie miała z czego żyć, to cała wieś przynosiła dla nich jedzenie. Jeszcze mój ojciec jeździł po akuszerkę Żydówkę. Ona przyjmowała dzieci Olczyka. I widzicie, i nie powiedział, że Niemcy mają robić wielką łapankę, a wiedział. My zachodzimy, wówczas przyszło więcej wojsk niemieckich, najpierw szli Niemcy, później Żydzi i nas wszystkich Polaków gnali tu, do Goniądza. Potem Żydów oddzielnie postawili, a Polaków oddzielnie. No i wyszedł komisarz i powiedział, że już odłączają ich od nas. A jak weszliśmy tylko do Goniądza, to na Guzach wbiegło pod most dwóch Żydów i zobaczyli to żołnierze. Chcieli ich zastrzelić, ale jeden powiedział: "nie". Kazali im wyjść stamtąd, żeby oporu nie stawiali, bo mają rozkaz, aby Żydów przetransportować do getta. Pamiętam, że z nami była taka bardzo piękna Żydówka. Ona zaleciała do domu, ale tam już jej rodziców i rodzeństwa nie było. Zaczęła "wiszczeć" krzyczeć i wtedy jeden szwab ją za łachmany pociągnął do orszaku i tłumaczył, żeby nie martwiła się, gdyż zabiorą ich do getta. A ojciec leciał do Goniądza, bo wiedział, że nas gnali też, to tu koło żandarmerii go nie puścili dalej. Później komisarz do nas powiedział, żeby stawić się jutro do pracy i nas puścili. A Żydów poładowali po jakimś czasie na fury i powieźli w tę stronę do Grajewa.

Tam ich wymordowali".

Przysłuchując się opowiadaniom goniądzan o Żydach, o codziennym współżyciu z nimi, nie dostrzegłem wrogości i niechęci, a zdarzały się sytuacje wręcz odwrotne. Niektórzy wspominają ich z rozrzewnieniem, a nawet przysłowiową łezką w oku. A oto ostatnie wspomnienie, którym podzieliła się Pani Helena Dolińska:

- Cóż ja mogę powiedzieć?. Ani dnia, ani daty nie podam, bo zatarło się w pamięci. Już Niemcy stworzyli tu rządy. Któregoś dnia przyszli tu do nas, żeby zabrać konia i furę. Zabrali i konia i męża. A było to 2-3 dni po ucieczce męża z obozu w Knyszynie. Tu się zaczęło piekło, jak ja za tym mężem leciałam. A jak ja tak biegłam, to co ja widzę?. Gdzie teraz pomnik stoi w parku, Niemcy zegnali wszystkich Żydów. To był sądny dzień. Żydówki z dziećmi po lewej ręce, a mężczyźni po prawej. Młodych, starych wszystkich gnali. Dzieci zaczęły krzyczeć w niebogłosy, na niebie zebrały się takie ciemne chmury, jakby to był sąd ostateczny - tak to wyglądało. Najpierw pognali tych mężczyzn do bożnicy i w tym czasie, jak u nas mówią dom Baranowskiego stoi, a po drugiej to był dom Żydówki Janowskiej, Niemcy tą drogą gnali i bili czym kto dał rady. Ale naprawdę Niemców było mało, więcej Polaków. A mój mąż całe życie woził towary do Białegostoku, z Białegostoku. Z Żydami handlowaliśmy na cała parę. Żydzi moim zdaniem, to najprawdziwszy naród, jaki może być. Oni biednemu człowiekowi, to pomogli, u nich nie było, co u Polaków".

Na tym kończę opisywanie losów goniądzkich Żydów, oparte w głównej mierze na relacjach ustnych ludzi mających okazję współżyć z narodem, którego do końca nie jesteśmy w stanie poznać.

Arkadiusz Studniarek

2006 © e-monki.pl & A. Studniarek