Recenzje koncertów

THE POGUES w N.Y - relacja z Nowego Jorku by Wojciech Olechno

Pomijając fakt że w 1991 roku podziękowano wspaniałemu wokaliście i lirykowi Shanowi Mcgowanowi to pojawił się on jednak wraz ze swoimi kolegami na scenie po tylu latach to jest w 2009 roku a dokładniej na kilka dni przed dniem świętego Patryka co szczególnie dla Irlandczyków jest bardzo znaczącym świętem. Koncert odbył się 13 marca w piątek co dla ludzi przesądnych jest tez poniekąd świętem. Shane Macgowan był nieprawdopodobny. Ilości spożytego alkoholu przez niego musiały być olbrzymie ponieważ pojawił się na scenie bardzo ciekawym, chwiejącym się krokiem. Jeszcze przed rozpoczęciem koncertu ustawiono mu specjalny stoliczek zaraz obok statywu z mikrofonem, na którym znajdowały się szklaneczki z alkoholem w razie wypadku spragnienia owego wokalisty. Korzystał on z tego przywileju przez cały czas trwania występu irlandzko-folkowych gigantów.

Zespół THE POGUES powstał w 1982 roku założony wlaśnie przez wspominanego prze ze mnie wokalistę Shana Macgowana. Pierwszym zespołem jednak była kapela która nazywała się NIPPLE ERECTORS a w późniejszym czasie skrócona do NIPS. THE POGUES uważani są za kapelę typowo barową, lecz przesłanka muzyczna kojarzy się z irlandzkim folkiem pomieszanym z punk rockiem. Poważniejsza kariera zespołu rozpoczęła się w 1984 roku, kiedy to otwierali koncerty dla legendarnego THE CLASH. Pierwszy jednak singiel (wydany przez samych siebie) pojawił się w 1982 roku pod tytułem "DARK STREETS OF LONDON. Przez następne kilka lat nagrali kilka płyt ale następny wielki krok w świcie muzycznym odnieśli w 1988 roku. Utwór "FAIRY TALE OF NEW YORK "z gościnnym i przepięknym głosem KRISTY MACCOLL dobrnął do 2 miejsca Brytyjskiej listy przebojów.

I tak jak wcześniej wspominałem po długich wzmaganiach z alkoholowym upojeniem wokalisty podziękowano mu w 1991 roku.

Powracając co do koncertu można było wyczuć przez chwilkę małe spięcie pomiędzy muzykami i wokalistą. Rozpoczęli od wspaniałego utworu "STREAMS OF WHYSKEY" i po czwartym kawałku wszystko grało jak należy. Publika była nieprawdopodobna. Starsi panowie z żonami i dziećmi, młode pary ,samotni szukający szczęścia, po prostu niesamowita mieszanka. Praktycznie cała sala była w ruchu. Nie było tam żadnego chamstwa czy jakichkolwiek nieprzyjemności pomimo wielkiej ilości spożytego alkoholu (bo wszystkim wiadomo ze irlandczycy lubią i potrafią spożywać alkohol w niezmiernych ilościach). Zdarzały się oczywiście przepychanki ale jeżeli się ktoś potknął zaraz cale towarzystwo się rozchodziło i pomagano mu wstać.

Koncert trwał około 2 godzin. Przegrali oni przez praktycznie wszystkie znane utwory, lecz mi personalnie zabrakło ów szlagieru z 1988 roku, i tego cudownego kobiecego głosu.

Mam nadzieję że będę miał jeszcze okazję ich zobaczyć i mam nadzieję ze będzie to LONDYN!

Wojtek



aktualności

historia